niedziela, 23 marca 2014

siedemnaście.

Sobota. Była godzina dziesiąta. Usłyszałam znaną mi piosenkę. Pół przytomna wstałam, po czym podeszłam do szafki, na której położyłam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Numer nieznany. Nacisnęłam na zieloną słuchawkę.
- Słucham?
- Amelia? - zapytała jakaś kobieta.
- Yy tak, a kto mówi? - zapytałam, siadając na kanapie.
- Jestem mamą Kuby.
- Aha, dzień dobry. Stało się coś? - zapytałam.
- Kuba miał wypadek. Poprosił mnie abym do ciebie zadzwoniła.
- Co? Jaki wypadek? - zapytałam z przerażeniem.
- Kuba jest w szpitalu? - zapytałam.
- Tak, mogłabyś prz...
- Tak. Będę za kilaka minut.
- Dobrze, czekamy.
Rozłączyłam się. Zrobiłam poranne czynności. Szybko się przebrałam. Włosy spięłam w wysokiego koka, po czym delikatnie się umalowałam. Wyszłam z mieszkania biorąc telefon, który wsunęłam do kieszeni spodni. Na miejscu byłam po niespełna trzydziestu minutach. Weszłam do budynku. Nigdy nie lubiłam tego miejsca. Rozejrzałam się dookoła. Zaraz obok mnie pojawił się Dominik.
- Cześć Dominik. Gdzie jest Kuba? - zapytałam patrząc na chłopca.
Chwycił mnie za rękę, po czym zaprowadził do jednej sali.
- Dzień dobry. Cześć. Jak się czujesz? - zapytałam podchodząc do łóżka.
Ucałowałam delikatnie jego policzek. Kuba mimo bólu podniósł się trochę na łokciach.
- Boli? Nie podnoś się. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie. 
Mama Kuby wyszła zostawiając nas samych. Rozmawialiśmy tylko chwilę, ponieważ zabrali Popiwczaka na badania.Usiadłam przed salą na niewygodnym krześle, czekając na jakieś wieści dotyczące stanu Kuby. Zraz obok pojawił się lekarz, razem z Kubą. 
- Ręka złamana. - powiedział wściekły. 
- Złamana...? - spojrzałam na chłopaka. - Przez ile nie będzie mógł grać? - spojrzałam tym razem na lekarza. 
- Zależy... Ale trochę to potrwa.Teraz tylko gips, i możesz iść do domu.
Jeszcze w szpitalu spędziliśmy z godzinę. Mogliśmy już iść. 
- No to teraz tylko trenerowi powiedzieć, że nie będę grał. - powiedział cicho. 
- Odpoczniesz na chwilę... - uśmiechnęłam się do niego.
Szliśmy w stronę hali. Droga zajęła nam kilka minut. Weszliśmy na halę. Razem z Kubą podeszłam do trenera. Młody libero chwilę rozmawiał z trenerem, ja oczywiście przysłuchiwałam się ich rozmowie. Chłopaki zaczynali już trening. Usiadłam razem z Kubą na plastikowych krzesełkach. Przyglądaliśmy się ich grze, rozmawiając w międzyczasie. Po treningu wyszliśmy z sali. Kuba poszedł porozmawiać jeszcze z włoskim trenerem. Owinęłam się szalikiem, po czym ubrałam kurtkę, którą zapięłam pod samą szyję.
- Amelia...? - usłyszałam swoje imię, na co odwróciłam się do tyłu.
Spojrzałam pytająco na Gierczyńskiego. 
- Yyy tak? - zapytałam cicho.
Przyjmujący spojrzał na mnie. Milczał przez chwilę. Spojrzałam pytająco na siatkarza, czekając na to co chce mi powiedzieć. 
- Wiesz... Moja żona się już dowiedziała, że... Że jesteś moją córką. - wyjaśnił.
- Słuchaaam? - zapytałam cicho.
- Chciałaby cię poznać. 
- Tak?  zapytałam unosząc brwi ku górze.
- Tak. Więc jeśli chciałabyś teraz...
- Te-teraz? - zapytałam. - Nie jestem pewna. - dodałam cicho.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy. Ostatecznie się zgodziłam. Powiedziałam jeszcze o tym Kubie. Czekałam przed szatnią na Gierczyńskiego. Napisałam jeszcze Kasi SMS'a, że zostaję u Oli, i będę później. Nie mogłam jej przecież powiedzieć prawdy, że jadę do mojego taty, bo jego żona chce mnie prawdopodobnie poznać. Na pewno teraz się nie dowie. Po dziesięciu minutach przyjmujący był już obok mnie z torbą. Wyszliśmy z hali. Droga do jego mieszkania zajęła nam kilka minut. Stanęłam przed drzwiami zastanawiając się czy wejść, czy nie. Czy na pewno tego chcę? Z jednej strony tak, chciałam spędzić z nim trochę czasu, poznać go bardziej, w końcu jest moim ojcem, ale z drugiej strony bałam się jak zareaguje jego żona, dzieci, a potem Kasia. Weszliśmy po chwili do środka. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Weszliśmy do salonu gdzie siedziała kobieta, i dwójka dzieci. 
- Dzień dobry. - powiedziałam niepewnie, patrząc na nich.
- Yy dzień dobry. Ty jesteś... Amelia, tak? - wstała z kanapy, patrząc na mnie. 
Skinęłam tylko głową. Ona wydawała się naprawdę bardzo fajna, miła, pomimo tego, że dopiero kilka dni temu dowiedziała się o tym, że jej mąż ma już szesnastoletnią córkę. Około godziny osiemnastej przyjmujący Jastrzębskiego odwiózł mnie do domu. Byłam już zmęczona dzisiejszym dniem. Najpierw Kuba w szpitalu, potem to, że pojechałam do domu mojego taty. Za dużo jak na jeden dzień. Wbiegłam po schodach na górę, po czym weszłam do mieszkania. Chwilę porozmawiałam z Kasią. Weszłam do łazienki, wzięłam krótki prysznic ubrałam piżamę. Położyłam się na kanapie, razem z Kasią jeszcze przez jakąś godzinę oglądałyśmy film. Około godziny dwudziestej pierwszej zasnęłam...

Jastrzębie gratulacje!!! <3 Brak weny, przepraszam. Tylko coś takiego ;** pozdrawiam ;3

2 komentarze:

  1. Jastrzębiee!!!! :D

    A co do bloga to co Ty mi kłamiesz,że wyszedł źle co?? :D :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Kuba :c
    Ooo ciekawe jak to dalej się potoczy....
    No nic muszę jakoś wytrzymać ;)
    Nie jest w cale taki zły!!:>
    Buziaki Lolkaa;*

    OdpowiedzUsuń